Dlaczego Duda
„Trzeba być ślepym…
…żeby nie widzieć, że żyjemy w złotym okresie dla Polski!” – powiedział w czasie konwencji wyborczej starający się o reelekcję Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bronisław Komorowski. Całe jego przemówienie pełne jest zachwytów nad tym, jak świetnie Polska się rozwija, a ludzie żyją dostatniej. Przypomina mi to 35-lecie PRL, kiedy to oficjalna propaganda głosiła, że idziemy od sukcesu do sukcesu, a wśród ludzi krążył dowcip o pacjencie, który skarży się lekarzowi, że co innego widzi, a co innego słyszy.
Cóż zatem można zobaczyć po 25 latach „złotego okresu dla Polski”? Zależy gdzie popatrzeć. Tak się składa, że przed szesnastu laty wyprowadziłem się z wielkiego miasta i osiadłem w wiejskiej gminie położonej blisko granicy państwa. Przekonały mnie argumenty, że w dobie rozwoju internetu i innych nowoczesnych środków komunikacji miejsce zamieszkania będzie miało coraz mniejsze znaczenie, poza tym nie wyprowadzam się na odludzie, ale do miejscowości przyzwoicie skomunikowanej ze światem i położonej w pobliżu miasta, które wprawdzie utraciło właśnie status wojewódzki, ale pozostaje ośrodkiem o ponadlokalnym znaczeniu.
W ciągu ponad piętnastu lat zamieszkiwania w „Polsce powiatowej” mogłem obserwować jak się ona zmienia. Oto moje spostrzeżenia:
Najpierw moja miejscowość utraciła połączenie kolejowe. Torowisko zarasta chaszczami, a szynami zajęli się złomiarze. Następnie krok po kroku zlikwidowano większość kursów autobusów jadących dalej niż do najbliższego miasta powiatowego. W chwili obecnej, gdy ktoś w mojej okolicy pracuje poza miejscem zamieszkania i – nie daj Boże – musi czasami jeździć do pracy w soboty lub niedziele, nie jest w stanie funkcjonować bez samochodu.
W międzyczasie zlikwidowano w mojej gminie posterunek policji. Najbliższy komisariat znajduje się obecnie w sąsiednim miasteczku, przy czym warunki w jakich działa urągają XXI-wiecznym standardom, przypominając raczej jakąś melinę a nie miejsce pracy stróżów prawa. Swoiście pojęty rozwój tego miasteczka wyraża się także tym, że po upadku całego przemysłu (w tym słynnej niegdyś fabryki dywanów), z trzech pierwotnie działających w mieście banków, dwa nie tylko zlikwidowały swoje oddziały, ale nawet wywiozły bankomaty.
W całej mojej gminie, liczącej 10 tysięcy mieszkańców, działa tylko jeden urząd pocztowy. Czynny jest w takich godzinach, że chcąc skorzystać z jego usług, trzeba wcześniej wyjść z pracy. Dobrze też zabrać coś do poczytania, by nie spędzać jałowo czasu w kolejce (ostatnio na odbiór listu poleconego czekałem 40 minut).
Czasami zastanawiam się, czy naprawdę jest tak źle, czy to ja jestem malkontentem. Dość często jednak bywam po drugiej stronie granicy, w Czechach. I tam widzę, że miejscowości oddalone od dużych ośrodków miejskich wcale nie muszą być zapyziałe.
Gdy do obrazu świadczonych nam usług publicznych dodać placówki służby zdrowia, coraz lepiej wprawdzie wyposażone, ale z coraz gorszym dostępem do lekarzy (zwłaszcza specjalistów), a także szkoły, w których nauczyciele coraz więcej czasu poświęcają na wypełnianie papierów, zamiast zajmować się dziećmi, to ten „złoty okres” zaczyna się jawić cokolwiek problematycznie.
Dobrze wiem, że problemy, o których tu piszę, nie leżą w bezpośrednich kompetencjach prezydenta Polski. A jednak bardziej wiarygodny jest dla mnie taki kandydat, który widzi te problemy podobnie jak ja i dostrzega konieczność zmian, niż taki, który imputuje mi ślepotę. Dlatego w wyborach 10 maja poprę Andrzeja Dudę, zdecydowałem się także przyjąć rolę przewodniczącego Jeleniogórskiego Społecznego Komitetu Poparcia Andrzeja Dudy. Bronisławowi Komorowskiemu natomiast życzę, by na emeryturze trochę dłużej pomieszkał w swoim domu w Budzie Ruskiej, położonej – podobnie jak moja miejscowość – blisko granicy a z dala od Warszawy. Może i jemu oczy się otworzą i przestanie ludziom wmawiać, że czarne jest białe.
Jacek Potocki
Mysłakowice, 17 marca 2015 r.
Przedruk jak najbardziej dozwolony z podaniem źródła.
Zapraszam na fanpage Jeleniogórskiego Społecznego Komitetu Poparcia Andrzeja Dudy