Z Orla do Jizerki droga przez mękę – czyli jak to było z kładką na Izerze
- Fot. 1. Prawdopodobnie ostatnie zdjęcie przedwojennej kładki nad Izerą, wrzesień 1976. Fot. Stefan Potocki.
- Fot. 2. Uczestnicy kursu przewodnickiego kontemplują izerską przyrodę i ruiny mostku, październik 1990. Fot. Jacek Potocki.
- Fot. 3. Znakowanie szlaku do przejścia granicznego. Fot. Piotr Słowiński, listopad 2002. Źródło: Regionalny Tygodnik Informacyjny, 28.11.2002.
- Fot. 4. Przejście do Czech – jeszcze bez kładki, ale pierwszy raz legalnie! Październik 2002. Fot. Marek Potocki.
- Fot. 5. Nieoficjalne spotkanie osób zaangażowanych w budowę kładki i uruchomienie przejścia granicznego. Pierwszy od lewej Stanisław Kornafel, gospodarz schroniska w Orlu, obok (w czapce) Jaroslav Husák, budowniczy kładki. Pierwszy od prawej Luboš Marek, starosta Kořenova. Nad wszystkimi (i samą kładką) czuwa św. Jan Nepomucen. Sierpień 2005. Fot. Jacek Potocki
- Fot. 6. Kładka nad Izerą w zimowej szacie, luty 2007. Fot. Jacek Potocki
- Fot. 7. Konstrukcja nowego mostku. Listopad 2021. Fot. Jacek Potocki.
Gdy piszę te słowa, pod koniec listopada 2021 r., w Górach Izerskich trwają prace przy budowie nowego mostku nad graniczną rzeką Izerą na szlaku turystycznym Orle – Jizerka. Pomyślałem, że jest to dobra okazja, aby spisać wspomnienia związane z tym miejscem i staraniami o to, aby po długich dziesięcioleciach, gdy polsko-czeska granica, mimo zapewnień o wzajemnej przyjaźni, była de facto żelazną kurtyną (może trochę cieńszą niż ta otaczająca „obóz socjalistyczny”, ale także dość szczelną), turyści mogli w tym miejscu przekraczać granicę. Tak się składa, że na początku XXI w. w sprawy odbudowy kładki i otwarcia na niej przejścia granicznego byłem dość mocno zaangażowany. Poszperałem więc w zakamarkach mojej pamięci i dysku na komputerze, odszukałem kilka niepublikowanych dotąd nigdzie zdjęć i teraz mogę zaprosić do lektury.
Dolina Izery od zakończenia II wojny światowej aż do 1989 r. była praktycznie niedostępna dla turystów. Tylko przez Halę Izerską można było przejść dzięki wyznakowaniu w 1957 r. niebieskiego szlaku ze Szklarskiej Poręby do Świeradowa. W rejon Orla czy Izerskiego Bagna turystów nie wpuszczali żołnierze Wojsk Ochrony Pogranicza. Czasami jednak dawało się załatwić z WOP-em zorganizowanie wycieczki wzdłuż granicy. W połowie lat 70. cykl takich wycieczek zorganizowała Komisja Turystyki Górskiej Oddziału Wrocławskiego PTTK (pomogli w tym udzielający się w PTTK zawodowi wojskowi). Podczas jednej z tych wycieczek, która odbyła się we wrześniu 1976 r., uczestnicy po noclegu w schronisku na Stogu Izerskim w towarzystwie wopisty weszli na Smrek i wzdłuż granicy powędrowali do Orla i (dalej już drogą) do Jakuszyc. Właśnie z tej wycieczki pochodzi zdjęcie kładki na nieczynnym od wojny szlaku z Orla do Jizerki (fot. 1). Jest wielce prawdopodobne, że jest to ostatnie zdjęcie, na którym uchwycono żelbetową kładkę wybudowaną w 1902 r. i nieużytkowaną od roku 1945.
Nie wiadomo dokładnie, kiedy kładka nad Izerą przestała istnieć. Przypuszcza się, że zniszczono ją w czasie stanu wojennego. Nie wiadomo też, kto ją zniszczył. Pozostałości wskazywały tylko, że posłużono się ładunkiem wybuchowym podłożonym pod przyczółek po polskiej stronie rzeki. Cóż, materiał wybuchowy nie był towarem, który można było kupić w sklepie a do mostku dostęp mieli w tym czasie nieliczni. Tym niemniej w archiwaliach wytworzonych przez WOP nie natrafiono na żaden ślad po tej akcji.
Tymczasem po przemianach politycznych na przełomie lat 80. i 90. Góry Izerskie szerzej otworzyły się dla turystów. Najpierw zlikwidowano strażnicę WOP w Orlu, a w maju 1991 r. w ogóle rozformowano WOP. Utworzona w to miejsce Straż Graniczna (funkcjonująca na innych zasadach) nie ścigała już turystów poruszających się w strefie nadgranicznej poza szlakami. W tym też mniej więcej czasie zaczęła się moja przygoda z Górami Izerskimi. W październiku 1990 r. (trochę przez przypadek) wraz ze Stanisławem Kornafelem odkryliśmy Orle. Obu nas to miejsce zauroczyło – od tej pory zacząłem bywać tu regularnie a Staszek najpierw zainteresował się opuszczonymi budynkami, a po wydzierżawieniu jednego nich od Nadleśnictwa na stałe wprowadził się do Orla, gdzie uruchomił w 1992 r. obiekt noclegowy (niebawem więc minie 30 lat od odnowienia schroniska w tym miejscu). Także w październiku 1990 r., wraz z uczestnikami kursu przewodnickiego zorganizowanego przez Studenckie Koło Przewodników Sudeckich we Wrocławiu, po raz pierwszy dotarłem nad rzekę, do miejsca, w którym ujrzeliśmy tylko ruiny pozostałe po zniszczonej kładce (fot. 2).
W 1992 r. w schronisku w Orlu, siedząc wieczorem w gronie znajomych przy piwku i gitarze, powiedziałem, że będziemy jeszcze odbudowywać kładkę na Izerze. Zabrzmiało to wówczas jak czysta fantazja (a przynajmniej niepoprawny optymizm). Bo chociaż granicę z Czechosłowacją (istniało wtedy jeszcze takie państwo) można już było przekraczać bez zaproszeń, to jednak mała liczba przejść granicznych, zlokalizowanych w dodatku wyłącznie na głównych szosach pod kątem tranzytowego ruchu samochodowego, praktycznie uniemożliwiała rozwój turystyki transgranicznej.
I rzeczywiście, przełamywanie granicznej bariery szło wyjątkowo opornie. Trudno się było oprzeć wrażeniu, że „na samej górze” nie było woli politycznej, by ułatwić turystom przechodzenie z Polski do Czech i odwrotnie. Dopiero w grudniu 1996 r. weszła w życie polsko-czeska umowa dająca podstawę prawną do otwierania pieszych przejść granicznych na szlakach turystycznych (na granicy czesko-niemieckiej i czesko-austriackiej takie przejścia otwierano już w 1991 r.!). Był to jakiś postęp, ale w Górach Izerskich zmieniło się niewiele – otwarto tylko jedno tego rodzaju przejście na Smreku (a więc całkowicie na „peryferiach” gór). Czas płynął i… nadal nic się nie zmieniało (w każdym razie w Górach Izerskich). Teraz z kolei widać było wyraźnie, że w lokalnych urzędach nikomu nie zależy na otwieraniu nowych przejść. Ba, w Szklarskiej Porębie większość radnych nie miała nawet świadomości, że na terenie ich miasta jest takie miejsce jak dawna kładka nad Izerą. Nie mając w tym czasie kontaktów z działaczami samorządowymi po drugiej stronie granicy nie wiedzieliśmy, że władze gminy Kořenov postulat otwarcia przejścia granicznego Orle – Jizerka zgłosiły ministerstwu w Pradze już w 1995 r. Dopiero po jakimś czasie przekonaliśmy się też, jak bardzo Czechom zależy na tym przejściu (co kontrastowało niesamowicie z tumiwisizmem panującym w polskich urzędach). W tej sytuacji po polskiej stronie lobbowaniem na rzecz odbudowy mostku zajęło się głównie Towarzystwo Izerskie, założone w 2000 r. przez miłośników Gór Izerskich skupionych wokół schroniska w Orlu. Jednym z aktywniejszych jego członków od początku był Przemysław Wiater, który zasiadał już w tym czasie w Radzie Miejskiej Szklarskiej Poręby. On zaczął w kwestii mostku na Izerze urabiać urzędników. Podczas majowego weekendu w 2002 r. Towarzystwo Izerskie we współpracy z Nadleśnictwem zorganizowało akcję porządkowania terenu wokół ruin mostku. Udział w niej wzięło m.in. kilkoro radnych, dzięki czemu niektórzy z nich pierwszy raz znaleźli się nad Izerą.
Tymczasem latem 2002 r. wreszcie doszło do otwarcia drugiego „turystycznego” przejścia granicznego w Górach Izerskich, które zlokalizowano nieopodal stacji kolejowej Harrachov. To też była głównie zasługa Czechów i aż trochę wstyd było patrzeć jak wyznakowany zawczasu od czeskiej strony nowy szlak, urywał się na granicy. Próby zdopingowania Oddziału PTTK „Sudety Zachodnie”, żeby doprowadzić szlak także od strony polskiej skończyły się na uzyskaniu odpowiedzi, że nie ma na to pieniędzy. W tej sytuacji wzięliśmy (Marek i Jacek Potoccy) zakupione przez Towarzystwo Izerskie farby, pędzle, przygotowaliśmy szablony znaków i wyznakowaliśmy te brakujące 5,5 km szlaku od nowego przejścia granicznego do Orla, nie oglądając się na „czynniki oficjalne”. Wtedy dopiero obudzili się znakarze z PTTK i doszło nawet do małej „wojny na pędzle”. Gdy bowiem szlak ukończyliśmy, koledzy go „poprawili”, zmieniając przy tym na odcinku między rozdrożem pod Działem Izerskim a Orlem kolor z zielonego na czarny. Niepotrzebnie szatkowało to szlak, który według naszych zamierzeń docelowo miał jako zielony połączyć Harrachov z Jizerką przez Orle i dwa przejścia graniczne po drodze. Przed zimą zdążyłem jeszcze przywrócić pierwotny kolor i tak już zostało (fot. 3).
W tym momencie potrzeba odtworzenia przedwojennego szlaku między Orlem a Izerką stała się wręcz paląca. Dwa przejścia graniczne na szlakach znajdowały się bowiem na obrzeżach Gór Izerskich w odległości 17 km jedno od drugiego bez żadnej możliwości przekraczania granicy w sercu gór. Zrozumieliśmy także, dlaczego Czechom tak bardzo na tym przejściu zależy. Otóż położona po polskiej stronie Hala Izerska z dawną osadą Gross-Iser była dla nich miejscem wręcz mitycznym. Przez długie powojenne dziesięciolecia pod rządami komunistycznymi mogli o niej poczytać w książkach, mogli na nią popatrzeć z góry z punktu widokowego na Średnim Grzbiecie Izerskim, natomiast nie mogli jej odwiedzać. I ten stan – mimo, że granica od ponad dziesięciu lat była niby otwarta – trwał nadal. Dopiero przywrócenie transgranicznego szlaku z Jizerki do Orla pozwalałoby turystom z Czech odwiedzić Halę Izerską w czasie jednodniowej wycieczki. Niestety, po polskiej stronie nikomu, poza garstką zapaleńców, na tym nie zależało. Uznaliśmy więc, że ideę odbudowy kładki trzeba jak najszerzej propagować, ponadto o działaniach Towarzystwa Izerskiego informowani byli na bieżąco Czesi, którzy coraz bardziej się niecierpliwili. Okazało się bowiem, że w hali sportowej w Kořenovie leży gotowa drewniana konstrukcja nowej kładki i czeka na moment, gdy będzie mogła zostać zmontowana nad rzeką.
W tym samym roku podjęliśmy próbę sprowadzenia w Góry Izerskie działaczy z Komisji Turystyki Górskiej Zarządu Głównego PTTK, aby zaznajomić ich z problemem. Do spotkania tego ostatecznie nie doszło, ale w ramach przygotowań do niego udało się przedeptać urzędnicze ścieżki i uzyskać oficjalne zezwolenie na przekroczenie w umówionym terminie granicy między Orlem a Jizerką. Ostatecznie skorzystały z niego tylko dwie osoby, ale z Jakuszyc specjalnie przyjechał oficer Straży Granicznej, żeby je odprawić. Oczywiście, wcześniej granicę przekraczaliśmy tam już wielokrotnie, ale po raz pierwszy zrobiliśmy to legalnie! (fot. 4)
W 2004 r. z przepisów umożliwiających przekraczanie granicy poza przejściami skorzystało kilkaset osób. Udało się bowiem uzyskać zezwolenie na przekraczanie granicy w trakcie obchodów 250-lecia osady Orle. Na Izerze stanęła wówczas prowizoryczna kładka zmontowana z elementów do stawiania rusztowań na budowach. Na szczęście pogoda przez te trzy dni była piękna, woda w rzece spokojna i kładki nie zmyło.
W 2002 roku, bogatym w wydarzenia na granicy, wydawało się, że sprawy wreszcie ruszą do przodu. Tymczasem nieoczekiwanie zaczęli się odzywać przeciwnicy otwierania przejścia granicznego do Jizerki. Jeden z lokalnych działaczy (skądinąd bardzo zasłużony, choć może mniej dla turystyki, bardziej dla sportu), człowiek dość wpływowy, zaczął głosić tezę, że to przejście to „prywata pana Kornafela”. Co gorsza, argumentację tę zdawali się „kupować” niektórzy dziennikarze lokalnych mediów. Innym problemem była walka z imposybilizmem w kolejnych urzędach. Oto bowiem jeden urzędnik argumentował, że nie można wydać pozwolenia na budowę kładki, bo nie ma w tym miejscu przejścia granicznego. Z kolei inny urzędnik nie widział możliwości uzgodnienia wniosku o otwarcie przejścia granicznego z powodu… braku przeprawy przez rzekę. W tej sytuacji Towarzystwo Izerskie zdecydowało się na krok ostateczny – wykorzystując różne kontakty w środowisku turystów zorganizowaliśmy akcję wysyłania maili do Wojewody Dolnośląskiego (jemu od strony formalnej podlegały przejścia graniczne). Podobno do Urzędu Wojewódzkiego wpłynęło w tej sprawie ponad czterysta maili i to działanie wreszcie przyniosło efekt. W Orlu pojawiła się delegacja z Wrocławia z ówczesną dyrektor gabinetu wojewody Jolantą Krupowicz na czele. Na spotkanie zaproszono także przedstawicieli strony czeskiej, przeprowadzono wizję terenową, dokładnie omówiono i wytłumaczono wszelkie wątpliwości. Od tego czasu sprawy formalne ruszyły z miejsca. Oczywiście problemy się nie skończyły, trzeba było bowiem znaleźć pieniądze na odbudowanie przyczółków, przewiezienie kładki nad rzekę (co wymagało wcześniejszego poprawienia dość kiepskiej drogi) i samo jej zmontowanie. Ale determinacja osób zaangażowanych w tę sprawę przyniosła efekt. W 2005 roku kładka została zmontowana i w dniu 15 lipca udostępniona turystom (fot. 5). Co więcej, odbyło się to bez udziału środków unijnych. Otwierający w imieniu polskich władz przejście graniczne wojewoda Stanisław Łopatowski przyznał, że pojawiają się opinie podważające sens otwierania nowych przejść granicznych, skoro niebawem mamy się znaleźć w strefie Schengen. Stwierdził jednak, że nie zgadza się z takim podejściem, bo otwierając nowe przejścia wyznaczamy ścieżki, którymi turyści będą przechodzili przez granicę także po zniesieniu kontroli na niej.
Po otwarciu przejścia granicznego przywrócony turystom szlak natychmiast zaczął się cieszyć olbrzymią popularnością. Funkcjonariusze czeskiej policji granicznej mówili, że kładka na Izerze szybko stała się najbardziej uczęszczanym turystycznym przejściem granicznym w województwie libereckim. Mostek służył turystom (fot. 6), jednak czas i surowe warunki panujące w Górach Izerskich zrobiły swoje. Mimo konserwowania drewniana konstrukcja zaczęła z wolna niszczeć. W 2020 r. kładkę zamknięto a następnie rozebrano. Szybko przygotowano projekt i wykonano nową konstrukcję stalową, jednak w jej zamontowaniu przeszkodziła pandemia koronawirusa i zarządzony z jej powodu lockdown. Dopiero jesienią 2021 r. po przemurowaniu przyczółków i wykonaniu prac ziemnych na dojściach do kładki przystąpiono do montażu stalowej konstrukcji (fot. 7). Niech służy jak najdłużej!
Jacek Potocki